niedziela, 15 czerwca 2014

Cudowny czerwiec :)

Wszystko zaczęło się jakoś w kwietniu, razem z Pawłem zaczęliśmy planować przyjazd Babci Wiesi :) Od początku miała to być niespodzianka- głównie dla Pauli, więc o niczym tutaj pisać nie mogłam, a z Pawłem rozmawialiśmy o tym tylko pod osłoną nocy ;)  Kilka razy było blisko wygadania się, raz zapomniałam ukryć rozmowę z Wiesią na temat zakupu biletu, a chwilę potem Paula korzystała ze skype, więc wystarczyło, żeby tylko na tą rozmowę zajrzała. Łatwo nie było, zwłaszcza, że do całej intrygi dołączyła mama Ady- Zosia, która też postanowiła zrobić jej niespodziankę, a im więcej osób do okłamania, tym trudniej się robi ;)  Wszystko się udało, pięknie się udało! O 14 Paweł przywiózł Wiesię i Zosię i poszłyśmy od razu do ogrodu, bo o 14.30 miała przyjechać Ada na grilla, a chwilę po niej Paula wracała z pracy. Siedzieliśmy więc w napięciu i czekaliśmy




Bardzo wzruszające to wszystko było i warte przygotowań i kłamstw :) Pierwszymi słowami Ady, kiedy zobaczyła swoją mamę było: Ala, zabiję Cię!, Pauli natomiast bardzo niecenzuralne, powtarzane kilka razy słowo, którego tu przytaczać nie będę ;) 

Takim dniem właśnie rozpoczął się dla nas czerwiec, dzień dziecka :)


Kolejne dni były tak samo wspaniałe, ale zanim o nich, to jeszcze małe wspomnienie z końca maja. Wesołe miasteczko do nas przyjechało :)

Ben to wariat, taki bez strachu przed czymkolwiek, byłam z nim na takich karuzelach, że włos się jeży :D Odważny jest bardzo, do tego otwarty na innych, na inne dzieci, zagaduje, zaczepia. Mocno socjalny typ :)


Wiesia przywiozła nam akt urodzenia Niny, USC w J-biu oczywiście zapewnił, że wyśle go do konsulatu w Londynie jak najszybciej się da, ale postanowiliśmy nie wierzyć im tak bardzo. Dobrze zrobiliśmy, bo list, który nam przysłali dotyczący odbioru aktu urodzenia, przyszedł dopiero jakieś 3 dni temu i w Polsce, przy dobrych wiatrach, pojawilibyśmy się pod koniec lipca.
W każdym razie, na 3 czerwca mieliśmy umówioną wizytę w konsulacie, zostawiliśmy Ninę z Wiesią w domu i pojechaliśmy razem z Beniem. Odkąd urodziła się Nina, to bardzo mało mamy okazji, żeby pobyć tylko z nim, więc chętnie z tej okazji skorzystaliśmy :)
Tym razem postawiliśmy na pociągi i metro i dobrze było, chociaż godziny szczytu w Londyńskim metrze, to rzecz, której ponownie nie chce doświadczać. W konsulacie poszło jak po maśle i paszport gotowy leży już u nas na półce :D 
Potem postanowiliśmy zoo zwiedzić, chociaż mocno się opierałam patrząc na ceny biletów ;) Dobrze, że zostałam przegłosowana, bo miejsce okazało się superowe!  Bardzo polecam :) Dużo zwierząt- jak to w zoo, ale fajnie pokazanych, np była taka zaniedbana kuchnia, pełno resztek jedzeniowych, bród i tam w takich naturalnych warunkach, chodziły sobie karaluchy :D, albo duży namiot pełen motyli, pachniało tam owocami i kolory piękne były :) Eh, dużo by opowiadać :)








A teraz z Wiesią czas :) To były piękne 2 tygodnie, minęły za szybko; jak zwykle :/  Mieliśmy taki fajny czas, chyba najlepszy ze wszystkich razy, bo nikt się nie rozchorował, nie było wizyt w szpitalu, grypy żołądkowej, złej pogody. Było ciepło bardzo, robiliśmy grille, pokerowe noce, wieczory gier, spacery, od rana do wieczora byliśmy w ogrodzie, graliśmy w siatkówkę, badmintona, chodziliśmy na spacery, dwa festiwale zaliczyliśmy i mundialu trochę :)  Babcia Wiesia nawiązała więź z naszymi dziećmi wielką, zwłaszcza z Niną, przez co bardzo odpoczęłam- tak psychicznie i fizycznie. Od rana do wieczora były ze sobą praktycznie cały czas, Nina rano się budziła i wołała "Baaaciaa", kąpać szła się z Babcią, do ogrodu z Babcią, na trampolinę, huśtawkę z Babcią :) Poszłam w odstawkę, ale patrząc na nie, jak się razem bawią, dogadują, niczego nie było mi żal :)  Był też taki dzień, kiedy miałam mamę tylko dla siebie, poszłyśmy razem na klif, siedziałyśmy, gadałyśmy kilka godzin, same. Pierwszy raz od bardzo dawna. Niczego tak bardzo nie pragnę, jak tego, żeby mogła być tu gdzieś blisko nas i mam nadzieję, że w bardzo bliskiej przyszłości się to zdarzy :)

Filmik będzie, tradycyjnie, bo zdjęć jak zwykle dużo za dużo ;)



Dziękuję Mamo, że wpadłaś, że tak bardzo mi pomogłaś tu wszystko ogarnąć, że kawę poranną miałam z kim wypić i wyspać się czasami :) Że tak bardzo łatwo Cię kochać :)

Dziękuję też mojemu mężowi wspaniałemu, który pomógł mi w tej całej intrydze i wspiera we wszystkich mądrych i głupich pomysłach :) Szczęściarą jestem :)

Dzisiaj Dzień Taty w Anglii, zatem po raz kolejny, dla najlepszego Taty, najlepsze życzenia od Niny i Benia, który to taką laurkę mu zmajstrował :)